Niedawno zakończyłem 3-tygodniową kurację od Naturhouse, o czym pisałem w tym wpisie. Przypomnę, że kuracja zawierała:
- szczegółowy plan diety,
- gotową suplementację
- precyzyjne wskazówki i przepisy, które pomagają w samodzielnym przeprowadzeniu kuracji.
Byłem bardzo ciekawy efektów, tym bardziej, że dotychczasowe „diety” nie bardzo mi wychodziły. Bycie konsekwentnym i zmiana nawyków, to chyba spore wyzwanie dla każdego. Dla mnie tym bardziej. Prowadzę dość zwariowany tryb życia — każdy mój dzień jest inny, chodzę spać o nieregularnych godzinach i często bywam poza domem.
Dlatego niemalże każda próba zmiany nawyków żywieniowych do tej pory kończyła się fiaskiem. W przypadku współpracy z Naturhouse powiedziałem sobie, że nie odpuszczę i powalczę o „lepszego siebie” — w końcu to tylko (albo aż) 3 tygodnie.
Czy wytrwałem? Prawie. 90% planu zrealizowałem i trzymałem się rekomendowanych wskazówek. Pozostałe 10% nie wykonałem ze względu na… pracę i związane z tym wspólne posiłki z klientami — w każdym razie w tych „odejściach” od planu, jadłem mimo wszystko zdrowo.
I właśnie to było najtrudniejsze — nie trzymanie się diety czy jedzenie według zaleceń dietetyka — najtrudniejsza jest logistyka, czyli zakup produktów, następnie zrobienie posiłków, a ostatecznie przetransportowanie ich do pudełka, celem zabrania ich ze sobą do pracy. I… do czego to doszło, aby dla człowieka XXI wieku „wyzwaniem” było przygotowywanie sobie posiłków… czy to pierwsza oznaka zgnuśnienia? :)
Jestem(śmy) z natury wygodni i nie lubimy się przemęczać. Gotowanie zajmuje sporo czasu, ale przynajmniej wtedy człowiek naprawdę wie co je, nie wspominając o satysfakcji płynącej z kulinarnych kreacji. Dużym plusem kuracji od Naturhouse są proste przepisy, które nie zabierają aż tak dużo czasu i co najważniejsze — są smaczne.
Przejdźmy do efektów.
Nie miałem zbyt wielkich oczekiwań… Po prostu robiłem swoje. Ostatecznie:
- zrzuciłem 0.7 kg tłuszczu — co jak na mój obecny stan masy ciała jest dobrym wynikiem (mam 17% tkanki tłuszczowej),
- nie miałem spadków energii w ciągu dnia, co zdarzało mi się przed podjęciem kuracji — to zapewne zasługa regularnych posiłków,
- poprawiła mi się regeneracja — po ciężkich treningach szybciej dochodziłem do siebie, a moje tętno spoczynkowe od razu po wstaniu było niższe o 1-2 uderzenia,
- jadłem 5 posiłków dziennie, mniej więcej o stałych porach, dzięki czemu wyregulowałem metabolizm i czułem wzrost ogólnego samopoczucia.
Największym plusem zastosowanej kuracji z mojej perspektywy było… zwolnienie z myślenia! Codziennie miałem przed sobą gotowe przepisy z listą niezbędnych produktów. Co prawda, nie jestem z tego dumny, bo wolałbym być tak „kulinarnie rozwinięty” żeby potrafić samemu ugotować na każdy posiłek coś zdrowego i smacznego, ale… wszystko ma swój czas — dojdę i do tego etapu.
Najtrudniejszy okres żywienia właśnie się zaczął, bo… zakończyłem kurację i znów trzeba sobie radzić samemu. Życzyłbym sobie, aby moja dieta była wciąż tak uporządkowana i zapewniała mi wszystkie niezbędne mikro i makro składniki. Dzięki kuracji od Naturhouse uporządkowałem swoje żywienie i wprowadziłem kilka zmian, które mam nadzieje staną się nawykami.
Dyskusja